niedziela, czerwca 8

Utracić kontakt ze światem i odrzucić wszystkie inne wyjścia poza chwyceniem za brzytwę.

Pierwszy wiersz będzie trumną dla podmiotu lirycznego, tak, żeby nikt konkretny nie mówił już i nie afiszował się bez ustanku rozbebeszonym ,,ja”.
Drugi wiersz będzie kroplą laku zaklejającą kopertę. I nikt już nie będzie miał prawa obnażyć się tutaj we własnej osobie.
Nie ,,ja” dotykam tego tematu, nie ,,mnie” dotykać będą słowa oponentów.

Ten Pan tak to sobie wyobraża - że tym właśnie sposobem można wybrnąć z opresji słowa;
Uniezależnić się od bezkształtu. Ten Pan wyobraża sobie dyscyplinę.

Rówieśnicy, zdumieni, szeroko otwierają oczy.
Słońce bierze ziemię na kolana i spuszcza jej manto.
Aż morze stanie się czerwone.
Bolało? – więc odtąd zawsze już słuchać.

Wyzbyć się powtórzeń, zbędnych ozdobników, zatrzymać soki płynące wprost z sedna sprawy, wiecznie zbyt próżnego, spędzającego sen z powiek. Wygnać z demony, przeciąć żyłkę do hazardu, zaszyć to i owo tam i ówdzie i odnaleźć sens.

Nikt jeszcze nie zauważył tego deficytu w dżungli odniesień i cytatów?
Nie potrafić o tym mówić – to jeden problem, poradzić sobie – to drugi.
Morze czernieje już od wymierzanej kary. Po pośladkach ciekną słone łzy.

Chce poznać imago mundi? Niechże najpierw kopnie je w dupę, żeby biegun południowy zamienił się z północnym i powrócił na swoje miejsce a wiatr zaczął kąsać policzki ze wzmożoną wściekłością.
W nijakości swojej straciłeś wiarę – oto jak udało się mi przejść ze sobą na ,,ty”.

Późną wiosną, o 21? – Ależ Kosmosu nie obchodzi to jałowe nadawanie, Kosmos gdzieś ma rozognione wnętrzności i pulchne od przymiotników zdania.
Stanowiący Kosmos śmieje się z pobłażaniem – ,,byli tacy, którym udało się obejść zasadę, podejść podstępem i uśmiercić, najnormalniej w świecie nakryć dłonią – ale ONI mieli TAKIE argumenty”.

Podmiot ma argumenty, ale utracił chęć dyskusji. Podmiot ma problem zasadniczy, uniemożliwiający syntezę – chce udowadniać, że potrafi. Wie jednak, że jest w matni, więc pomilczy czas jakiś. Nie może założyć, że zaistniał wewnątrz geniusz, geniusz rozpoznany wyłącznie przez siebie samego i pochlebców – zatem krytyków można wysłać na drzewo, bo po prostu nie byli w stanie p o j ą ć.

Nie może tak założyć, choć c h c i a ł b y i czuje, co gorsza, że potrafi.

Musisz stać przodem, żeby można było oglądać Twoją twarz, kalejdoskop grymasów, które z lekkością wywoła egzorcysta. Istnieje prawdopodobieństwo omdlenia ze strachu, ale kiedy już dojdzie do konfrontacji odczujesz ulgę. A potem zostanie ci odebrana.
Pewność jest śmiercią. Nie pozwalaj sobie na pewność – zaraz poczujesz się bezpieczniejszy.
Bez ojczyzny i obowiązków, bez zdenerwowania wobec skrajnego założenia, że właściwie każda z chwil może być Twoją ostatnią.

Doskonała dupa. Przecież to nie są słowa tej, która zwykła tutaj pisywać. Tamta wpadła, jak zauważono w akapicie pierwszym – Kosmos ją uśmiercił.

Brak komentarzy: