wtorek, października 7

pocztówki / lektury / strachy

**************************************************





**************************************************
Juliusz Martwy (jak widać, z pragnienia).
**************************************************

O Stwórco wszechświata nie omieszkam dzisiejszego ranka ofiarować ci kadzidła mej dziecięcej modlitwy. Czasami zapominam o tym i zauważyłem że w takie dni czuję się bardziej szczęśliwy niż zwykle; moja pierś rośnie, wolna od wszelkiego przymusu, i swobodniej wdycham pachnące powietrze pól; natomiast spełniwszy ten męczący obowiązek, nakazany mi przez rodziców, i zwróciwszy ku tobie codzienny hymn pochwalny, wśród nieuniknionej nudy, którą powoduje trud jego układania - jestem przez resztę dnia smutny i zirytowany, nie uważam bowiem za rzecz logiczną i naturalną mówić coś, czego się nie myśli;
dlatego też szukam wtedy schronienia w największej samotności.
Gdy ją pytam o przyczynę tego dziwnego stanu duszy, ona nie odpowiada.
Chciałbym cię kochać i wielbić, ale jesteś zbyt potężny i strach odzywa się w mych hymnach. Skoro jedną przelotną myślą potrafisz niszczyć lub tworzyć światy, moje wątłe modlitwy nie będą ci użyteczne; skoro wysyłasz, kiedy ci przyjdzie ochota, cholerę, aby pustoszyła miasta, lub śmierć, której każesz bez rozróżnienia porywać w swe szpony wszystkie cztery wieki życia, nie chcę wiązać się z przyjacielem tak groźnym.
Nie żeby nienawiść snuła nić mych rozumowań, przeciwnie - to twoja nienawiść budzi we mnie lęk, może bowiem pod wpływem kaprysu wyjść z twego serca i stać się ogromna jak rozpiętość skrzydeł kondora z Andów.
Twoje dwuznaczne zabawy przekraczają moją zdolność pojmowania i byłbym zapewne pierwszą ich ofiarą. Jesteś Bogiem Wszechmocnym, uznaję tę nazwę, skoro ty jeden masz do niej prawo, a twoje pragnienia sprowadzające nieszczęście lub radość tylko w tobie mają granicę.
Dlatego właśnie byłoby dla mnie bolesne kroczyć obok twej okrutnej szafirowej tuniki nie jako twój niewolnik, ale jako ten, który może nim zostać w każdej chwili.
Co prawda, kiedy schodzisz w siebie, aby ocenić swe władcze postępowanie, zdarza się iż widmo jakiejś niesprawiedliwości, której w swoim czasie doznała od ciebie ta nieszczęsna ludzkość, choć zawsze ci posłuszna jak najwierniejszy przyjaciel, staje przed tobą, pokazując nieruchome kości mściwego kręgosłupa, i wówczas błędne twe oko roni przerażoną łzę spóźnionej skruchy, a ty sam z najeżonymi włosami, masz uczucie, że szczerze postanawiasz zawiesić niedowołanie w zaroślach nicości niesłychane igraszki swej tygrysiej wyobraźni, która byłaby komiczna, gdyby nie była tak dalece godna pożałowania; wiem jednak i to, że stałość nie wbiła w twe kości, niczym trwały szpik, harpuna swej wiecznej siedziby, i że dosyć często spadasz, razem ze swoimi myślami pokrytymi czarnym trądem błędu, w żałobne jezioro ciemnych przekleństw.

**************************************************
( Lautréamont, Pieśni Maldorora i Poezje)


**************************************************