niedziela, maja 10

////


na mieście i potem. no, że ładnie było, choć zdjęć to ja nie.





emet

Kochany Pamiętniczku!

(Teraz kawałek papieru i rysik, notatka na marginesie - piwo, wódka,
absynt, jeszcze na domiar ból głowy i po co).


Piszę do Ciebie, gdyż w obliczu jakiegokolwiek przekazu ustnego w tym momencie, język staje okoniem.
Staje?
Wszystko powoli traci sens,
wypada przenieść się wreszcie na drugie dno,
opaść razem z rzęsą, nie przejmować się,
co pomyślą inni
bo
w tej krainie, gdzie wszyscy robią to w butach,
jedni w kaloszach,
inni w gumowych hajdawerach w klaunie pasy.
w tej krainie
pełno jest świadków apostazji, wirk wirk,
sprzedających pawie, bezpośrednio na chodniku rozłożone i odpowiednio oprawione by służyć mogły ludzkim dzieciom całe lata i mienić się tęczowymi drapnięciami, proszę zabierz jednego, niech idzie z nami, pawie, piękni przedstawiciele ożywionej przyrody, kumaci i wrzaskliwi, nieludzko urokliwi, zabierz.

(i IDZIE.)

Z fantazją wkurwionego wschodniego kronikarza nadziei i radości
wyrywa gniazda laptopom i wysypuje młode na podłogę, usłaną śmieciostanem.
W tych warunkach rozwijają się drożdże, w butelce Jakuba Białego pleśnią
nasyconego, którego widzę z miejsca tego, zupełnie rozłożonego.
Wysysa ciekłe kryształy z naszego pięknego śranku, nie będzie na czym podać
rostbefu i figielków Krystyny, goście wyjdą niepocieszeni.

(Gdyby szkło gniło...stołowe zastawy porcelanowe futrzane od grzyba,
zabawne obiady z przyprawami gratis, kruszącymi się płazoklejami narośli.
Jedlibyśmy te same ryby, które w hotelu Splendid, z należytym namaszczeniem
odpicowywał Daniel Craig, masując jelita kuracjuszy i napędzając maszynę
ciemnego ogrzewania zwałami biomasy. Merde. Nie chcę tam wracać.
Nie ma możliwości Wyspy.)

Z imprezy u likantropów wróciliśmy bogatsi o przerażającego, post-witkacowskiego
kaca wszechczasów, objawiającego się wściekłym ujadaniem i pokładaniem na
wszystkich możliwych ziemiach. Czego można się dowiedzieć od ludzi po raz pierwszy
na oczy widzianych, dzikich szczerych współplemieńców Jana Wincentego obojga imion
Stanisława Skostniałego.
Grecka perderastia powoli przestaje mieć przed nami tajemnice,
kiedy wsłuchani w brzmienia śmiertelnie poważne, dyskusje gorejące nad piecykiem
pełnym pizzy, referujemy sobie bez słów swoje życiowe credo.

Palisz cukier?

Czuję zapach siarki, daję słowo, niechże Alfred się odwróci, patrzeć nie chcę na te potworności, kieszenie ma Alfred pełne, nie pytam czego. Niech Alfred przyśle mi nową pokojówkę, Helenę, powie jej, że okno łyska na czarnego pieska. Niech przekaże jej ode mnie obłok pięknych pierdół.
O jesteś, wybacz, że nie wstaję, zmogło mnie, nogi znieważone nadużyciem, umysł ciężki, napuchnięty mózg. Ale nos mam wciąż niczego sobie. Przystroję cię klejnotami, poczytam więcej o innych kulturach, by przekazać na twe ręce te najważniejsze, uczynić cię oblubienicą. W piwnicach kuracje jodowe, na obiad świeża baranina, niech się Helena nie denerwuje, jej włosy są jak maj w pełni, usta soczyste jak solo basu Lesa Claypool`a. Niech Helena założy te szaty, widzę w jej oczach kiście obietnic, niechże pozwoli mi je zrosić, czym zrosić, proszę nie pytać, Alfred trzymał coś w kieszeniach, kiedy był tutaj przed chwilą, polerował muszkatołową gałkę swej laski. Helena chce wyjść, dlaczego chce.

Jak ręką sięgnąć, na półce tomiki wierszy, wszystko to zwykłe pedalstwo, pewnie
właśnie dlatego otrzymałam tą wiadomość, oczywiście sprawdziłam co to, ale była
równie nudna, jak wszystkie inne, pochodzące od anonimowych darczyńców; jeżeli
chodzi o hardkor, to chyba nie tą drogą, jeżeli chodzi o sztuczność, to niech się
Alfred trochę przesunie, też chcę wesprzeć łokcie na parapecie i zachłysnąć się.
Cóż za powietrze, odczuwa się, namacalnie niemal, podrygiwanie wściekłych skał,
dlaczego nie ma tutaj morza, tylko to pytanie mogę zadać, dlaczego nie mogę nad nim
w nocy łapać wilka i innych wietrznych chorób, krążyć chwiejnym krokiem po pokładzie,
brodząc niczym ptak morski dogorywający w snach zakazanych przez oligarchów kościelnych, kh, kh.

Zawołaj Alfreda, niech podetrze nam dusze, papierem ściernym niech zbije wszystkie argumenty za gniotącą się w ciasnych przedsionkach gardła anginą, obrzydliwie bliską i flegmatyczną jak syberyjska matka, której śmierć nieobca, bo śmierci przygląda się od lat i stąd to dziecismarowanie łojem i futremowijanie w noce dziwne, lecz bardziej zimne niż ta, która zapisała się w opuchniętych zwojach golemowym Emet.

A kto skreśli pierwszą literę, ten berek.


........
dział ciekawostek:

Efekt halo (ang. halo effect), in. efekt aureoli, w psychologii tendencja do automatycznego, pozytywnego (efekt Galatei, efekt aureoli, efekt nimbu, efekt Polyanny, anielski efekt halo) lub negatywnego (efekt Golema, szatański efekt halo), przypisywania cech osobowościowych na podstawie pozytywnego lub negatywnego wrażenia.

Jest odmianą podstawowego błędu atrybucji. Polega na tym, że przypisanie jednej ważnej pozytywnej lub negatywnej właściwości wpływa na skłonność do przypisywania innych, niezaobserwowanych właściwości, które są zgodne ze znakiem emocjonalnym pierwszego przypisanego atrybutu.

Istotą efektu halo jest przypisanie komuś (atrybucja) ważnej pozytywnej lub negatywnej cechy wewnętrznej. Przypisanie cechy nieważnej nie musi wywołać efektu halo. Najważniejszymi atrybutami, które posiadają moc wywoływania efektu halo, są: inteligencja/głupota, nieatrakcyjność/atrakcyjność fizyczna, elementy wyglądu zewnętrznego (np. schludny/brudny), dobroć/zło.

Nazwa efekt halo wzięła się od zjawiska halo, czyli poświaty, która tworzy się wokół obserwowanych obiektów, np. wokół Księżyca w mroźną noc.

Przykład

* Punktualność jest dla mnie ważną wartością. Spotykam nową osobę i zauważam, że jest ona punktualna, więc będę skłonny myśleć, że jest też inteligentna, przyjazna, uczciwa etc.
* Spotykam osobę, którą oceniam jako niekulturalną i agresywną. Będę skłonny myśleć o tym człowieku, że jest także np. leniem i ma zaściankowe poglądy.