poniedziałek, listopada 10

mięso.



Listy ze stanów (podgorączkowych).

Pomiędzy szczeliną niepamięci a pamięci o dostępnie swobodnym;
w chwili niedoboru środków koniecznych do wytwarzania malych,
polyskliwych kulek, które tocząc się po ekranie, dostarczaly
mi niepowtarzalnych duchowych przeżyć, zanurzam się.

Mózg jest interfejsem, język samotnym word launcherem.
Dane dokonują skaryfikacji na plaszczyźnie pulpitu.
Chcialabym Cię sparafrazować, milczący antagonisto, Krzysztofie Kamilu.
To nie prawda, że nie my.
Toniemy!

Być może usprawiedliwia nas podejrzenie, że dopiero od kilku lat
powoli zaczynamy uwalniać się od mętnej sztuki POP.
Mamy prawo do sztuczności, jesteśmy neo, wymierającą formacją
uksztaltowaną na bazie dokonanych już procesów.
Kimś sięgającym po skończone metody obrazowania.
Pogrobowcy faraonów końca. Poplecznicy wuja Andy`ego.
Koniec! Koniec będzie z wami (choć i Bóg jakiś byl, skoro się pojawiliście).

Być może to nasze pokolenie, testując konceptualizm i wszystkie inne,
przebrzmiale wartości, znajdzie wyjście z tej żenującej sytuacji.
Nauczy się rozumieć liczby.

Tańcząc, śpiewając, wodząc rozognionym wzrokiem po peryferiach swojego
pokoju, choruję.
Czuję, jak w wątpiach bulgocze wątpliwość.
Intuicja sugeruje wlaściwe rozwiązania, oko odnajduje ścieżki harmonii.
Ale ręka staje w obliczu krypty skryptu.
Informatyka matematyki i matematyka informatyki uśmiechają się szyderczo
i skazują neoromantyków na niejasny język welen, nitek i drutów.
A ona, S., pinda niedzielna, nie przejmuje się powoli zasnuwającym niebo
kodem zerojedynkowym. Ona jest ponad tym, plynna i niefrasobliwa.