piątek, października 3

Ruchome święto.

***


Nie trzeba iść na zajęcia. Trzeba więc iść do pracowni.

Choć nie palę, bardzo się chce. W drodze i wewnątrz.
W przerwach, kiedy mam wolne ręce (uzupełniam je kubkiem,
miód do herbaty jest różowy, owocowy, prosto z zimnej Etny).
Przykładam ucho do podłogi. Jest zimno - póki co - grzejniki
nie działają. Malinowa paruje, prawie jak mój mózg.
Klęcząc albo leżąc usiłuję przekładać się na papier.
(Czy nie lepiej zrobić kanapkę z języków?)

Lejtmotywem jest pajac, pozbawiony płci Stańczyk.
Portret, autoportret.
Konny?
Mam tylko jedno skojarzenie.
Zbiorowy?
Jedna myśl.

Echże, Juliuszu Martwy, rozumiesz o co biega. Moglibyśmy
porozmawiać o tym, jak mężczyzna z mężczyzną, oko w oko.
Jesteś taki malutki, szybko być zasnął i zostałoby mi siedzieć
i spoglądać przez okno w miriady gwiazd. Potem zdjęłabym
z półki książkę i podjęłabym próbę. Spalony, jak wiesz.
Nie wolno czytać w takich chwilach.
Trzeba napatrzeć się na śpiącego, najlepiej do utraty wzroku
i nieprzytomnie całować go w czoło.

Choć nie palę, wiem, że potrafiłabym nałogowo, codziennie,
przynajmniej paczkę. Wypełniać płuca dymem, obserwować,
jak wylewa się z ust. Powtarzać czynność da capo al fine.

Rozmawiacie czasem?
Tak, pewnie tak. Pewnie miewacie potrzebę.
Otworzyć usta, wygarnąć wszystko takim, jakim jest, zamknąć usta.
(Nie lepiej już w milczeniu szczękać zębami?)

Wczoraj znowuż miałam prawdziwą ochotę powiedzenia czegoś, ale luki
w edukacji zakłóciły transmisję i zamiast przemowy
wyleciał lakoniczny komunikat. Że znam zjawisko.
Zero penetracji, zero prawdziwej refleksji, zero wspomnień.

(Nożem, nożem to! A jakże, pod bok.)

Jest jesienny wieczór, chłodno. Dziewczyna ma na szyi
stryczek mieniący się złotymi nićmi. Łuskę na szyi ma.
(A która to miała egzemę, Eberhardzie Mock?)
Żona, port, kochanka.

Starszy mężczyzna o lasce opowiada o PRLu.
Dzwoni telefon. Odsuwam się.
Młody mężczyzna bez laski opowiada o ilustracjach.
Macham starszemu i odchodzę w stronę autobusu.

Rozmawiacie?
Czasem nie sposób.
Czasem nie wolno, nie - że nie należy - po prostu nie wolno.
Wtedy trzeba L`vivskie, knifem pani ze spożywczaka, nożem po bandzie i ,,tssst".

Dzisiaj, dlaczego dzisiaj, dlatego, że mamy ruchome święto.
Święto błaznów i trefnisiów. Panien na wydaniu i grzybiarzy.
Yakuza przysłała mi kciuk w różowej kopercie.
Dzisiaj święto omerty, krasnoludki skaczą z radości.
Dzisiaj święto cudzych półek i pustej dziury między nogami.
Święto przemieszczające się razem z Cyganami aż do ostatniego cypla ziemi.

Święto?
Panika - gdzie MKEB. Na kanwie Mórz powstaje specjalny słownik.
Bardzo PWN. Słownik chorego psa. Przewraca łapą kolorowe kartki.
Gama barwna. To też można zaśpiewać.
Wszystkie kolory wycia.
Niosą się.







+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

nocny sajkotest, [sic!] z eneagram :

Czwórka ze skrzydłem pieć: 4w5 - "Włóczęga"

Skrzydło 5, daje czwórce introwertyczne zachowanie, odsuwanie się od innych, złożoną osobowość. Ta czwórka może być intelektualistką ale posiada wyjątkową głębię uczuć. Jest otwarta na duchowe i estetycznie doznania. Znajduje wiele znaczeń dla prawie wszystkich zdarzeń. Może posiadać silną potrzebę i umiejętność aby realizować się artystycznie. Samotnik, wygląda tajemniczo i jest trudna do "rozszyfrowania". Do świata zewnętrznego podchodzi z rezerwą, ale wewnętrznie bardzo go przeżywa. Gdy się w końcu otwiera, to bardzo gwałtownie i całkowicie, bez żadnych oporów.
W stresie, 4w5 bardzo łatwo popada w alienację i depresję. Wiele czwórek z tym skrzydłem ma odczucie zupełnej inności, jakby pochodziły z innej planety. Narzeka na swój obecny los, wspomina i przeżywa wiele razy zdarzenia z przeszłości. Dość często ma posępne oblicze, odsuwa się od innych z uczuciem zawiedzenia lub poczuciem wstydu. Żyje we własnym świecie bólu i straty. Może mieć bardzo chorą duszę, wyobrażać sobie i interesować się własną śmiercią.

Słynne czwórki ze skrzydłem pięć: Vincent van Gogh, Kurt Cobain, Edgar Allan Poe, Johnny Depp, Bob Dylan, Ingmar Bergman.


Pięknie, czyż nie?
(Drugie ,,tssst", znów metodą lwowskiej sprzedawczyni, prost.)
Obrazek duchowy.
Ostatni raz w tej formie w sierpniu.
Dzisiaj przefasonowany na inną modłę.
Nie pamiętam już jaką, ale pewnie pogańską.
Selawi.

piosenka z wróżbą




Satynowy krem, słodki miąższ,
pianka, lekkość, sen, zakładka ze wstążką,
cyt, cyt, cyt.

***

Czarna dziewczynka idzie przez miasto.
Przekracza ciemne rejestry domów.
Księżyc, księżyc świeci, gdy dachuję.
A koty? Koty pasą się.

***

Widziałam panią w oceanie przeklętych łososi.
Plaża roiła się od malw, rozsypane muszelki dzwoniły na szyjach
rybitw, rozwrzeszczanych i pierzastych.

Kreolka na piasku, senność, niebo, dzwonek, łyk kawy, pinezka,
krem z cukrem, rozkoszny płyn, koronkowe zasłony, mata hari.

Widziałam, Pani, wieczór klei się do stóp.
Zaczynam nierozumieć, bardzo tęsknię, miłość, miłość jest wszędzie,
szczególnie tam, gdzie teraz idziesz.
Widzę to w twoich krokach, stopach osypanych złotym pyłem.
W ciele masz lekkość.

Z ust bije jasność, wokół głowy - aureola ciemnej materii,
ciepłej i wciągającej.
W twoich włosach rosną szelesty, prześwity i przetarcia.

Niemal można dojrzeć ich zapach.
Czarny zapach.

***

Ból jak czekolada. pył, pył, pył.
Błękitne piórko,
aksamitny woreczek,
połyskliwy wąż.
(Ssssssss....)












+ pierwsze efekty wykładów