środa, maja 14

nocne jazgoty

A gdyby tak beztrosko leżeć.
Mieć sporą szparę pomiędzy jedynkami i gładkie włosy blond,
byłoby pięknie!
Mieć jednocześnie małe i duże stopy równocześnie.
Buduar i garsoniera.
Zmieniać płeć w miarę chęci i możliwości, dajmy na to - dwa razy w miesiącu.
Czasem bywać kotem w rui, czasem rozkołysanym statkiem...

Zdarzyło mi się po raz kolejny, całkiem po kociemu, wylegiwać
się na podłodze w łazience. Ten z rzadka praktykowany zwyczaj
sprawia, że wracają siły; może nie w swojej pierwotnej, jędrnej
i gładkiej postaci, ale w takich wypadach nawet odrobina rezerwy
się przydaje.
Gardło zamieniło się w ruchome schody, po których w te i wewte,
razem z nielicznymi, bezużytecznymi skrawkami zdań,
płynie transport nagromadzonej podczas rajdu w oknie autobusu, flegmy.

Tabletki nie są przekonujące, słabe, mało kultowe, nie intrygują.
Po raz kolejny na horyzoncie pojawia się substancja na bazie spirytusu i ziół,
podobno benedyktyńskich.
Marzanka i czyściec, przetacznik i bagno, paprocie i mchy,
ziele piołunu, ruty, konwalii i dzikiej gruszy, wężowego moru,
jelenich języków i jaskółczego ziela,korzeni podróżnika
i kurzego ziela, pestki i skórki cytrynowych jabłek i kawałki bursztynu.
Pić nie umierać, choć pali diabelnie.

Szeptać do szaleństwa z włosami zaplątanymi w sitowiu - to fraza podobna
do tej opisującej skład benedyktyńskiego wina.
Magiczne rzeczy, dające pozory obcowania z wiecznością i pięknem.
However you look at it - you loose, doskonale pamiętam.
Nie dalej jak dwie godziny temu wszystkie tkanki były jeszcze bezradne
wobec maleńkiej katastrofy. Miejscowo znieczulając, póki co, zaradziliśmy.
A może zaradziłyśmy, co za różnica?
Czasem niewiele brakuje człowiekowi do zadławienia się własną swoją śliną.

A rano egzamin, czy jak to tam nazwać, do zdania.
I nauczyć się nań nie sposób, bo zawsze są setki innych,
bardziej pilnych spraw - na przykład zastanawianie się.
Powieki od tego bolą, wstaje się potem, dajmy na to o 7 rano z jakimiś
dalekimi echami chorobliwych wspomnień z 3 w nocy.
4 godziny snu? Nie czuję.

O polipie z jedwabnym spojrzeniem! Ty, którego dusza jest nieodłączna
od mojej, ty, najpiękniejszy mieszkańcu kuli ziemskiej, zarządzający serajem
czterystu ssawek, ty, w którym godnie się mieszczą, jak w swej naturalnej
rezydencji, dzięki obopólnemu porozumieniu złączone nierozerwalną więzią,
łagodna cnota udzielająca i boskie wdzięki,
czemuż nie jesteś koło mnie i twój brzuch z rtęci przy mojej piersi z aluminium,
abyśmy, siedząc na jakiejś nadbrzeżnej skale, mogli kontemplować ten widok,
który uwielbiam! - to pierwsze akordy ,,Pieśni...", kolana się uginają, ale
jeszcze nie klękamy - najpiękniejsze ciągle przed nami, hahah.