poniedziałek, listopada 17

plucie

Nocą nie ma lat. Godziny ciągną się zapamiętale od zmierzchu
do świtu. Nie ma prawa. Śpi. Ciążenie powiek nijak ma się do
dziennego ciążenia świata. Słychać, jak oddycha.

Nie sposób wstać ani położyć się spać.
Nie sposób odejść od monitora.

Nie przerażają mnie wizje porannego wstawania.
Nie mogę spać, nawet po dniu przebieganym po okolicznych ,,wydarzeniach",
nie mogę, w głowie mam supermarket, ścierają się przeciwne opcje,
trą o siebie podbrzusza fioletowych barrakud.

Taka i owaka, bez inwektyw.
Nocy nie ma, zasłony żółte, kwiaty żółte, światło żółte.
Ściany też jakieś takie. Nieśmiertelnie cieple w kolorze.
Schulz czy ktoś.

Dzisiaj też wygrałam bilet na koncert, sic i mać, niestety zbyt późno
odebrałam maila. Ale było kino familijne, James Bond i koleżanki.
Mocny, szybki, zbyt. Może pomożesz mi szukać papeterii, bejbe i te sprawy.
Co Casino Royale, to to, jakkolwiek obecność Craiga łagodzi wszelkie
niedociągnięcia dialogowo - obrazowe nawet w takim skicie
(kalejdoskop scen akcji szaleje w tempie uniemożliwiającym zarejestrowanie wszystkich obrazów).
Ale są Panny, jest seks, węzeł miłości spadający w śnieg i sporo krwi.
Brakuje trochę jazzu. Another way to die, śpiewa dziwaczny duet walący w kotły.
Wszystko się pętli, wszystko z językiem na czele.

A teraz Ulver, Perdition City, który to już raz w tym sezonie.
Niewyspany jest zwykle mniej pobudzony - to chyba dobrze.
Będziecie w miarę bezpieczni. Kawałek popołudnia można przespać na czerwonych
fotelach. Drugi kawałek przebiec. Potem jeszcze usiąść na chwilę w autobusie
i przetoczyć się do domu. W domu stukać zdjęcia i klawisze, walić się po głowie.

Potem próbować zrozumieć, jak to możliwe, że ktoś z twarzą i fryzurą
Jacka White`a odprawia takie gitary jak siekiery.
Albo - dlaczego nocne biegi po schodach przyprawiają serce o migotanie komór.
Powietrze na obnażonych łydkach wbija się w ciało jak kły.

W radio, podczas prysznica (błogosławiona chwila dnia!) poważne rozmowy na temat -
,,Jak żyjesz w zgodzie z samym sobą?".
Ludzie dzwonią, mówią.
Piszą, malują, odczyniają zaklęcia i terapie. Pogłębiają duchowość.
Jednym słowem - żyją w zgodzie. Jak to?
Przecież powinni odpowiedzieć ,,ale którym sobą?", ,,ja przecież nie żyję",
,,niemożliwe, na świecie pragnienie, ludzie umierają, nie wiem, co będzie dalej,
Chiny, praca, pieniądze, żona", ,,nie potrafię żyć, boję się śmierci",
,,Bezmyślnie".

Czy żyjesz w zgodzie z samym sobą?
Nic Cię nie uwiera, niczego nie chcesz reformować, rozwalać, unicestwiać?
Po prostu harmonijnie się rozwijasz, tak, rozumiem, jak pączek kwiatu i larwa motyla.

Larwa motyla?
Ściśnięta w jaju gąsienica musi wygryźć sobie dziurkę, wyjść i zjeść skorupkę.
Później przepasać się jedwabną nicią i zawisnąć na drzewie, żeby następnie pęknąć
wzdłuż grzbietu i wyjść z siebie. Ponownie zawisnąć na jedwabnej nici.
Wisieć. I znowu pęknąć, żeby wyjść z siebie. Siedzieć w bezruchu z mokrymi,
bezwładnie zwisającymi, pomarszczonymi skrzydłami. Czekać na herolimfę.
A potem lecieć. Przyklejać jaja do roślin. Zdychać zimą.

Byt harmonijny mówi ,,dobranoc". Są tylko zrywy i grzbiety szczytów.
Noce ciężkie i gęste. Lawa słów stygnąca na wargach.