sobota, maja 23

z gestu, dziecko, z gestu!

Koniec świata
To mogło być we wtorek albo w piątek

(Wojaczek)

Haha, tak to chodzi, tak to o to chodzi. Co by gdybym się zapętliwszy nie zdołała wyjść nogą z drucianego kółka. Powolne tracenie przepustowości. Jakby coś się sypało spod stóp. Ayay, Kapitanie.
Czy to jakaś nowa metoda na stabilizowanie - odcinanie sobie języka.
Być, mój, Boże, przećpano terpentynę, aż do wizji i stanów granicznych. Ale widać jak na dłoni mały zielony prostokąt, nie kamyk. Niepowstrzymane ,,za dużo", do domu przychodzi Straż Miejska, sąsiedzi jak zwykle średnio nas lubią. Omotani nienawiścią, pseudo-katoliccy zoonauci. Dzisiejsza noc raczej na podłodze, ale bardziej pod stołem. Kryj nas nocy. Zamknij nas. To nie to miejsce, zdaje się. Zdaje się, że jutro jakiś ważny dzień. Było wyjść dzisiaj, na tej schizie post-malarskiej, z farbą na twarzy, jak pb przykazał, nie przejmować się nadto wszystkim tym, co można na upartego wcisnąć z okowy jednego dnia.

Od strony dziury w szybie.
Puszysty wieje wiatr. Bywa się w parku i na mieście, miewa przygodne
rozmowy z ludźmi spragnionymi kontaktu. Od strony dziury w szybie nie
ma miejsc zaczepienia, są punkty newralgiczne - wystarczy raz się dowiedzieć, by przez całe życie znać ich lokalizację.
Opracować instrukcje obsługi.
Uruchamiać, stymulować, przestawać.
Od strony tylnej, tej, od której wymaga się tylko woli zachęcania
nóg do stawiania kroków. Niech choć nie paraliżuje.
Jak to wygląda, rozpędzać się miesiącami - by u kresu hamować, bezmyślnie, bez sensu. Za każdym razem, kiedy to czytam, przypomina mi się. Cały pokój naszpikowany papierami, zeszyty kryjące mroczne tajemnice, skrawki zabłąkane pomiędzy kartkami książek. Byłoby to spalić, uwolnić się, skorzystać z psychologicznej rady - materialnych pozbyć się dowodów własnego bytowania w tych przestrzeniach.
Na ile starczy materiału do spontanicznych retrofikcji?

Dusza nieskłonna do ugody, dusza o pazurach lepkich i długich, zawsze gotowa do wystawiania straży tylnych i przednich.

Im bardziej łobuzerski styl - tym lepszy. Bunt i rokendrol, żebym miała czym się przejmować - przecież samego życia zawsze za mało, zawsze zbyt ubogo w stosunku do wszystkich wielkich fikcji, z którymi obcujemy. I potem pozostają dziwne niedosyty, coś ssie w dole żołądka, kiedy zbyt długo na fotelu, klepie się w klawiaturę historie i próbuje zdefiniować swoje tęsknoty.
Jakbyś chciał być jednocześnie tutaj i gdzie indziej, czujesz, dokładnie potrafisz scharakteryzować barwę tego, czego brakuje Ci do smaku. Chcesz ulotnego mirażu drewnianych stołów i deszczowego dnia, na oko na północy Irlandii, gdzie mieszkasz na zielonych wzgórzach, w domu. Za oknem deszcz pada bez końca i szarość cieknie z nieba wprost w wezgłowie Twojego łóżka. I jesteś jednocześnie tutaj i tam, jest dzień ciepły i zimny, letni i zimowy deszcz pada przebijając się przez promienie słońca i wcale nie chcesz dobrze słyszeć swoich myśli, słowa przebijają się przez dźwięki.

Odwieczna walka, nauki z instynktami, racjonalizmu z poplątaniem. Czerwona sukienka i kupiłbym buty. Ale przecież jestem nią. Kupiłabym te same buty, co on - bo on też kupiłby te czarne, wysokie, srebrne. Jestem wesołkiem, biegnę przez łąkę, śpiewające krukowronoważki, czy masz coś do zastawienia, Herbercie? Wezmę dzisiaj całą listę
dostępnych środków świata, wszystkie za jednym razem, globalnie traktując instytucję lekarstwa. Rojek, trojek, nie skrobluje mi oryginalnych płyt, korovamilkybar.
Zawsze te skojarzenia, że niby miało się wtedy 15 lat i wielkie słuchawy i było łysym kolesiem siedzącym na szczycie wieży samotności. Och ukochaj mnie, mówiło się.
Ale niewiele się działo w tych kwestiach, bo obrzydzenie wypełniające czaszkę na myśl o zejściu do pułapu sukienki i grzywki. Nieprawda, że nie lubię swojego rodzaju. Ja bardzo go lubię, ubóstwiam. Gdyby mój rodzaj przyszedł do mnie w tej chwili przyjęłabym go z otwartymi ramionami, nie blokując żadnych drzwi. Dotyka nas do mięsa zmienność ,,ja", które przyjęliśmy wraz z urodzeniem na barki - na początku zdefiniowanego i jasnego - ale z pamięcią bardzo tymczasową,
plączącego się w zeznaniach. Ja bym cały ten rodzaj, mieszańców, poplątanych, pozbawionych krzepliwości myśli, obydwoma ramionami, wprost w ich dziwne stroje.
Miękko i ciepło. Pokochanych na zdjęciach Nan Goldin i tej drugiej, prekursorki, poprzedniczki emocjonalnych westchnień nad samym dnem, zwolenniczki ech własnego głosu odbijającego się od szarości i siniaków, od ciała prawdziwego.

Ty jesteś moim rodzajem, ty, który czasem pijesz ze mną piwo, która patrzysz i rozmawiasz, które towarzyszysz w milczeniu wszystkim zmaganiom z teoriami materii.

Bo kobiety. Och, kobiety, konkurencja, strach. Jakby się było jakimś pastewnym dzikiem, na pohybel wszystkim epitetom. Ja tego, szczurów pastwiska, tej zajęczej łąki, wygryzać z zieleni nie mam ochoty. Atakować nie mam. Środków ani woli.

Ale, kiedy podchodzi do mnie cukrowa chmura mam ochotę, oczy się błyszczą i już jestem nienormalny. Coś przestawia się w środku, udając i nie udając, jeżeli go nie chcę, błyszczą się i jest gra. Wesoła piosenka, la la la, wszystko w oczy, jak gdyby to było w stanie odepchnąć wszelkie zagrożenie. Wystarczy wypowiedzieć swoją obawę, żeby się uwolnić. Wypowiadam. Wisi nade mną.
A kiedy jest milczenie - to jeszcze gorzej. Wtedy ona/ono/on, chce. Wyciąga szyję, wysięgnik na całej długości, och, porozmawiaj ze mną L. Samuelu Dawson, nie czyń mi takiej rekuzy. Czarna polewka ma śmiesznie gorzki smak w obliczu możliwości zamiany z Tobą kilku pustych jak rura odkurzacza słów i odejścia w cień, bez dawania
sobie możliwości dopełnienia tego toastu innymi czynnościami.

Innymi czynnościami się brzydzę. Bo to nie tak, nie tak jak wygląda z zewnątrz, z książek i wierszy, w których zawsze pierwsze uderzenie meteoru, to gromnica piękna, szaleństwo przekłamań i możliwości osiągania spazmatycznych celów za pośrednictwem drobnych oszustw i nieczystych sprawek.
To nas podnieca, ale zupełnie nie bawi. To jest jak śmietnik, usta pełne cudzej śliny. Jeśli z boku wziąć pod uwagę kwestie spontanicznej fascynacji - to niewierna z niej dziwka, gdyż spontanicznie to znaczy często, to znaczy, że można by łykać
te wisienki i truskawki, co tydzień, tak długo aż zmarłoby się z wycieńczenia i rozdrobnienia emocji. To nieludzka promocja spod znaku gazet i filmów, w których wszyscy dochodzą po 5 minutach a po godzinie 15 razy i mają oczy puste, martwe, nie, nie będę ukrywał, że im nie wierzę, choć chciałbym. Byłoby o wiele prościej, oddać się temu domorosłemu proroctwu, czarodziejkom.com, big kahuna burger.
Dziwne te 33 sceny z życia.

Przerażenie - naturą myśli, wyobrażeń, przeczyszczeń. Kto by przypuszczał. Gazety, bracia, mnisi, dzieci, gdyby mnie zostawiono w sierocińcu, kim byłbym, po szkole kościelnej, po klasie maturalnej, po ochronce sióstr dziurawiących uszy zwykłymi igłami, w dniu chrztu nakładającymi wszystkim te same śliniaczki, u stóp ołtarza
pana. Jakaż słabość drzemie wewnątrz tej kotłowaniny - jakaż słabość, wciąż poruszająca kwestie boskości i boga. Obrazoburcza tęsknota za wszystkim nieśmiertelnie umiłowanym, jakby w delirium najlepszym lekarstwem na Historię Oka były mieszanki boskiej krwi towarzyszącej w ucztowaniu połciom najlepszych lekarstw - obojczykom fatum, kręgosłupom ciem, zmutowanym fatamorganom ognisk na pustyni bez zjaw. Biały fartuch twojej matki, niech sobie przypomnę, nie, nie mogę, wyrywać ziemi tego pogrzebu, hucznej uczty po życiu, przedwiecznego spaceru po czerwonym dywanie. Ty, którego imienia nie wolno mi tutaj wymawiać, jak sie stosunkujesz do kwestii spaceru ciemnym korytarzem. Tobie och.

Jak czuły się wszystkie dziewczyny, przepraszam, przedstawicielki mojego rodzaju, którym wkładano, zgodnie z ich wolą, delikatne dłonie omamów, wprost w majtki, tak, że na tysięczne sekundy przestawały oddychać i traciły wszelką wolę. Automaty, na śniadanie mistrzów, co zmieniło się na przestrzeni wieków w płaszczyźnie bielizny?

Czy myślałeś kiedyś o tym, żeby zamienić całe życie w krótki film o dokonywaniu odkupienia na stole pociągniętym impastami białych zasłon, recytować przy tym wiersze, do trupa, do matki, do Zosi, krępować ruchy za pomocą wydobytych z piwnic wspomnień i fantazji, nie musisz niczego robić, wystarczy, że nad tym przystaniesz - nie odpowiedziałeś ciągle na pytanie, nie odpowiadaj, zrób to.

Gdybym miał się urodzić raz jeszcze, byłbym wysterylizowanym aniołem, poznałbym możliwości doznawania wszystkich tych ustawek, a potem odebrał sobie ich możliwość. Cierpiąc jak studnia, bez wody studnia, zamknięty. Czy nigdy nie marzyłeś o tym, żeby zniknąć, uciec, odebrać sobie wszystkie możliwości bycia ,,tutaj", gdzie wszystko tłuste od śladów Twoich rąk, aż prosi się o to, żebyś wreszcie dał spokój.

Dlatego tak lubię białe prześcieradła, mówi Babcia, na białych można od nowa, rysować, i daje mi cały plik, żeby było na czym odbijać grafiki, na niektórych rdzawe plamy, nie pytam co to, ale jedno jeszcze z czyjegoś chrztu, drugie ma pięćdziesiąt lat, i drę je, męczę, odbijam.

Chciałbym zakończyć ciepło to epitafium dla sennych marzeń, bo śnił się dzisiaj byk, nad czarną wodą, byk o twarzy pięknej dziewczyny, chłepcący głośno moje myśli, z rogami owiniętymi zwojami kwiatów, byk dla ciebie, proszę, Zeus, moja rodzicielka, gdzie są szpilki... cała kolekcja przepadła we mgle.