niedziela, stycznia 4

////he.



Genialna ścieżka dźwiękowa, genialna recytacja, genialny wiersz,
wspaniala jakość oraz wysmakowane kadrowanie.
tak!
(Tak to wygląda w praktyce).
Może za 30 lat będziemy mieli ludzi, którzy zrobią to za nas,
wspaniale, genialnie i będziemy siedzieli w fotelu i dyrygowali.
Ale może nie dożyjemy.
A wtedy zostanie po nas taka notatka dźwiękowa.
I wszystko jasne.

//omatkomatkotko.

The more we get used to being killed, the better we like it.
- Private Wilbur Fisk of Vermont


-To wyobraźnia jest armią. Jeżeli interesuje cię cokolwiek, interesuje cię wyobraźnia. Myśląc imaginujesz, to właśnie ten zajebisty myk, który zrównuje nas wszystkich. Umiejętność wejścia w stan wskazujący na życie i trwania w nim do porzygania. Jesteś częścią tego świata, ale zarazem przychodzisz spoza, masz pełne prawo patrzeć na to wszystko, czym jesteś otoczony, jak na absurdalną bajkę o chodzącym mięsie, o władzy zimy na światem, jak na historię zupełnie niezgodną ze scenariuszem, jaki sobie obmyśliłeś. Kwestią twoich wyborów jest sposób, w jaki przewrócisz się za chwilę w zimny puch. Bo jesteś wcięty, mocno wcięty.
I co najlepsze, wcinając się w ten sposób, w tych okolicznościach przyrody, masz rację. Masz swoją niezbywalną rację, nawet, jeżeli jest ona niezgodna z jakąkolwiek inną i wypchnie cię poza nawias. Niekoniecznie posiądziesz prawo realizacji, ale sama racja to już coś. Zawsze jest jakiś minimalny wybór, nawet, kiedy zamknęli cię gdzieś, gdzie nie ma klamek, zawsze masz swoją armię…!

Słowotok ukróciło chlupnięcie. Na gaciach koleżki wyładowały równomierne ciemne plamy wody, wprost z kałuży. Przeczuwałam, co stanie się za chwilę. Postanowiłam wyjść temu naprzeciw, nie poddając się. Upadlam twarzą w śnieg. Świetna zabawa, poza tą mokrą kałużą, której zawartość wyładowała na khakiheavytrousersach mądrali, dokoła wszędzie było czysto; czyste były te białe placki na trawnikach i chodnikach. Główki krawężników wychylały się nieśmiało spod zwałów bieli, kosze na śmieci choć raz nie śmierdziały, nakryte zmrożonymi czapami. Brakowało tylko lampek choinkowych, palemek na tego siksszotera, żeby świat zaczął błyskać wszystkimi kolorami i wlewać się nam w usta, jak strumienie sypiących się z góry śnieżynek. Nikt tego nie stylizował, kurwa. Wszyscy ulegali miękkości i ciemności, uciekali przed nią do swoich nor, ale ulegali, choć na sekundę, nawet, kiedy wręcz nie znosili mrozu i monochromatycznych pejzaży, które zmuszeni byli przemierzać.
Musiałam mu przerwać. Cegły na przeciwległej ścianie zlewały się w czerwonawą masę i ściekały na chodnik. Za moimi plecami przechodzili ludzie, chyba uciekający przed powoli spowijającą świat totalną ciemnością kolaborującą z totalnym wychłodzeniem organizmu
-Rozumiesz, Szop siedzi w domu i onanizuje się przed jakąś stroną WWW, może nawet jest to strona programu telewizyjnego ,,Mango Gdynia”. Na karku ma wytatuowany napis ,,Forever” i czuje się już prawie, jak jakiś Brytyjczyk, w trampkach znanej firmy Converse i koszulce zespołu Armia, czy może nawet Defekt Mózgó, znalezionej w jakimś pokątnym lumpeksie i zakupionej za trzy złote, pomiędzy jednym wyjściem z domu a wejściem do świata. Na ścianie napisał, że ,,God Save The Queen” i powoli wtapia się w martwe lata 70. On siedzi tam i jest zupełnie sam. Rozumiesz, z zaświatów pisze mi esemesy. Ja też pisałabym esemesy do niego, ale nie potrafię się zdobyć na to ostateczne naciśnięcie na klawisza ze strzałką i ofiarowanie się przypadkowi i przeznaczeniu i odpisanie, że nie, bynajmniej nie mam teraz przyjemności przyglądać się monitorowi. Stoję na mrozie i słucham, jak jakiś kolega opowiada o swoich armiach. Moich, naszych. Jak napawa się tą światłością, jaka zstąpiła na niego z nieba, wraz z tą wspaniałą świadomością.

- Kiedy wszystko zostanie skończone, poranki zyskają ten smutny odcień dokonania.

Spojrzał melancholijnie w czeluście swojej torby na ramię. Torby LondonParisMiami
- Ja też się czuję zobowiązany do ubierania się, jak wy, bo to naprawdę fajna sprawa, naprawdę mnie to szalenie pociąga. Chcę słuchać jak szumi wam w głowach zielsko i patrzeć na strumienie bełtów pomiędzy jednym pociągnięciem a drugim. I na te fotografie w stylu Nan Goldin. Dzisiaj wszyscy nią jesteśmy. Nikt się nie obawia konsekwencji. Nadzy na jednym, drugim, trzecim fotosie, w gazetach, dla takich jak my, do głębi egzystencjalni, znudzeni wyświechtanymi frazesami z reklam i Pism Św. Kiedy jestem sam, gram w pasjansa na swoim wypasionym ajmakuproczterytysiącepięćset. I piję mleko. To właśnie lubię.

Ekran komórki zajarzył się niezdrowo. Wiadomość była jedna, do kości zimna, wiadomość wprost z piekła wszystkiego, co związane z lodem, z lodla, możnaby powiedzieć.
A może nie, po prostu stało się to zaraz po wyjściu z założenia. Bo założenia są niedobre.
Wszystko, co na siebie dotąd zakładałam okazywało się uwierać i utrudniać ruchy.
Ściągaj, powinnam była poprosić. Ale nie zdejmiesz. A ja nie założę.
-------------------
Kotka sprawdza pokój. Uważnie obwąchuje nowo odsłonięte połacie ziemi, na których dotychczas stały szafy. Ona wie, my wiemy. Ślady bytowania myszy stanowiły najlepsze dowody na jej obecność w tej okolicy, chyba nie tak dawno. Kotka sprawdza dalej – jakaś chusta wydobyta z dna szafy przyciąga jej uwagę na dłużej. Kto wie, jak pachnie.
Jakie obrazy przywołać może taki głęboki niuch małego, czarnego noska.
Ściany tutaj są trochę inne, cieplejsze, milsze oku, jakby mniej naruszone.
Porównując je z odkrytymi rano ścianami mojego poprzedniego pokoju, zaczynam zdawać sobie sprawę z ekspansji. Ze zdartego, zachlapanego tynku i zielonych śladów na lampie. Śladów eksplozji.

__