poniedziałek, lutego 9

cienność

Organizer się gdzieś zgubił. Nie chciałam tutaj robić bałaganu, wyszło mimowolnie, losowo, z minuty na minutę. Niebieskie okładki rozpłynęły się w oczach, strony, jedna po drugiej, spadły ze stołu wprost pod linoleum. Dywanów przecież tutaj nie znosimy. O 3 nad ranem do drzwi mojego pokoju zastukała ciemnowłosa dziewczynka z dwoma butelkami wody w rękach. Wyglądała niezdrowo, spoglądając z sennym uśmiechem spod opuchniętych powiek, do wnętrza mojej pieczary, lekko osmalonej dymem spalających się podgrzewaczy. Załóż kapcie, Mała, głos z pogranicza snu i bezsenności, mój własny, przytłumiony bagażem przesiedzianych i przebytych godzin, głos, rozległ się. Dobrze, odpowiedziała. Poszła spać, bardzo przeziębiona i rozgorączkowana. I powiedziałbyś, że i na mnie przyszła wtedy pora, skoro już anioły odzywają się na jawie i we śnie, kiedy dotknięte grypą anioły przysuwają się na niebezpieczną odległość w rzeczywistości. Ale sny tej nocy, zagięły się na ostrym kancie. Drewniane wnętrzności, powiedziałby ktoś niespełna rozumu, obserwując, jak wiją się wewnątrz i krzyczą, niezależnie od ruchu i bezruchu, zdeterminowane i pełne ciemnej energii. O 7 rano ocknąwszy się na podłodze w łazience, z nogami opartymi o ścianę i nadzieją, że spływająca w dół krew, pomoże mięśniom powstrzymać skurcze. Przylegając ciasno do lodowatych kafelek i z ulgą chłonąc ich temperaturę. Nie będąc w stanie myśleć, męcząc się na samo wspomnienie drogi do kuchni, wieki stąd, wieki stąd, tabletki przeciwbólowe schowane w niebieskim koszyczku na stole. Wieki stąd woda. Straszne pragnienie i straszny strach przed kranem. Nagłe wizje tabunów małych ruchliwych roztoczy wpływających do żołądka razem w łykiem kranówy. Więc jednak nie. Pragnienie. Idiotyczna nierzeczywistość, niemal sto lat samotności, szelest białych prześcieradeł na głową. A może nad brakiem głowy, bo wszelka czułość i neuroza przeniosła się niespodziewanie gdzie indziej, w dolne rejestry.
Trudno zastanawiać się w takich chwilach nad rolą neurozy w życiu organicznym, więc zawiesiłam się na cały czas klęczenia i przysiadania i w strugach zimnego powietrza ziębiłam cały ten układ do czasu kiedy niepostrzeżenie znalazłam się znowu w łóżku i zapadłam w sen.

Brak komentarzy: