środa, października 15

Marina

*

twój śmiech jest jak draśnięcie szyby styropianem,
w tej rozkołysanej wiatrem ciszy...

Nie mówię o Homerze, który stworzył wody,
ażeby, gotowe, czekały na przyjście autora Genezis,
z jego bibliograficzną indolencją,
z jego mierną paletą wielbiciela sepii.

Nie mówię o milach sześciennych szampana,
sargassowych zaroślach, które zwiedza skrzętnie
,,Mistah Kurtz", ich dozorca, brzydki i bezsenny.

Tu plaża ustępuje czemuś, czemuś - czemu?
Nie odwracam się, by nie ujrzeć tego, co pochłania
krótkotrwałe pieczęci naszych ciepłych kroków.

Z głębi Jego - czy wolno mi powiedzieć ,,oskrzeli"?
przychodzi ten zapach, ty mówisz: plus douce
qu`aux enfants la chair des pommes sures,
a gwiazdy w pobłażliwym spokoju patrzą, jak frachtowce
wydziobują z powierzchni wody ich odbicia.

Twój śmiech jest jak skrzekliwy rechot kabestanu.
Ty mówisz: to postanowione (morze,
jego pływy, upławy, przyczepiona do nieba
gigantyczna plantacja kursywy).

Mi coraçon, mniej wierzę w morze
niż w ciebie. Gdy mówisz, że przez całe życie,
w twoich słowach są zatoki śmiechu, dorzecza
zmarszczek, fiordy siwych włosów.

(MKEB, Morze i inne morza, 2006)

*

Z okazji odnalezienia po długich usiłowaniach tego tomiku -
najkrótszy chyba wiersz.

A. Poszukuję wierszy i fragmentów książek traktujących o krwi.
I nie rozumiem francuskiego fragmantu Mariny.


**

Brak komentarzy: